niedziela, 2 września 2012

Usta na codzień: Sally Hansen Lip Inflation i Maybelline Color Sensational

Na codzień moje usta można zobaczyć w zasadzie w dwóch wersjach kolorystycznych. Lekko różowej, za pomocą avonowej Ultra Colour Rich, o ktorej pisałam tu <klik!>, oraz w odcieniu nude, o którym dziś kilka słów opowiem.

Drugą ze szminek, która zawsze gości w torebce jest Maybelline Color Sensational numer 715 - Choco Cream. Muszę szczerze przyznać, że chyba nie do końca trafiłam z odcieniem i traktuję ją nieco po macoszemu - używam by zużyć, a nie dlatego, że ją lubię. Choć nie ukrywam, że czasem pasuje mi bardziej do codziennego wyglądu niż Avon.

Mam wrażenie, że jest dość tępa. Niekiedy trzeba wcześniej nałożyć pomadkę ochronną, aby dobrze wyglądała na ustach. Trwałość jest standardowa, niczego więcej nie oczekiwałam i uważam, że tu jest ok. Nie ma właściwości nawilżających, ale też nie wysusza, krzywdy więc nie zrobi. Pachnie jakoś tak sztucznie, ni to kakao, ni orzech... Mnie zapach nie przeszkadza. Chyba jedynie przez nietrafiony kolor niespecjalnie ją lubię i wyczekuję momentu, kiedy wreszcie uda mi się ją zużyć ;)


Jak już wcześniej wspominałam, pomadka nie nawilża. Jeśli więc kondycja moich ust wymaga reanimacji, a nie mam pod ręką bezbarwnego sztyftu ochronnego, wspomagam się błyszczykiem. Jest to Sally Hansen z serii Lip Inflation w kolorze Sheer Blush. Jest to odcień nude z zatopionymi maleńkimi, złotymi drobinkami, bardzo ładny i elegancki kolor. Pachnie gumą owocową i kamforą. Jest nieco klejący i mrowi, zapewne z racji faktu, że to blyszczyk powiększający usta. Nigdy jakoś nie przyjrzałam się tym jego właściwościom, chcę tylko by nawilżał i nabłyszczał usta i robi to znakomicie. Trzyma się całkiem nieźle i naprawdę lubię ten produkt :)


Jak już wspominałam, używam tych produktów razem, w związku z tym poniżej zaprezentuję efekt, jaki dają nałożone jeden po drugim :)


Ot i tyle ode mnie na dziś :) Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz