piątek, 12 lipca 2013

Superpromocja w Douglasie, czyli jak mogłabym nie skorzystać ;)

Jakiś czas temu z radością ruszyłam z mamą na podbój pobliskiego Douglasa, który niestety akuratnie kończył w tym miejscu swoją działalność ( ;( ) i wyprzedawał wszystkie swoje produkty w szalenie okazyjnych cenach (-50%). Zanim jednak przedstawię Wam moje zdobycze, szybko zaprezentuję to co dorwałam w Naturze, rzecz jasna nie mogąc się oprzeć ;)

Puder Essence All about Matt - mam sypki i bardzo sobie chwalę, czas przetestować jego nowy odpowiednik.

Pomadka - błyszczyk Rimmel Apocalips w kolorze 102 Nova. Ubóstwiam tę serię i szczerze polecam!

Teraz czas na efekty przeszukiwania przebranych już mocno półek Douglasa. Oto i one:

Lakier Artdeco w Bóg wie jakim kolorze, który spodobał mi się okrutnie! Moje beznadziejne zdjęcie nie oddaje jego uroku niestety :(

Błyszczyk IsaDora Express Star Gloss w kolorze 61 Gold Rush - kupiłam jako top coat na lato, mieni się cudownie, ale nie nachalnie.

Szminki Isa Dora. Pierwsza z lewej to seria Jelly Kiss Shine, a kolor 70 - Sorbet. Z tym muszę przyznać, że trafiłam idealnie ;) Druga już trochę gorzej, bo we fioletach wyglądam jak topielica, ale może nie będzie źle - Jelly Kiss w kolorze 54 Lilac Tulle.

Ten nudziak to Clarins z serii Joli Rouge w kolorze 730 Pink Blossom. Ta też pasuje mi idealnie :)

Ostatni zakup to paletka Diora. I teraz nie wiem, czy Golden Jungle to nazwa serii, a 001 Golden Khakis to kolor, czy na odwrót... ;) tak czy siak w środku powinny być 2 aplikatory, mam jeden, bo pewnie ktoś przede mną wygrzebał ;) cienie i róż. Ha!

Jakkolwiek się cieszę z takich zakupów (w normalnej cenie w życiu bym tego nie kupiła ;)), to szkoda mi Douglasa, był blisko i lubiłam do niego wpadać :(

środa, 3 lipca 2013

Baza pod cienie Avon - zawiedzione nadzieje

Nie wiem dlaczego wierzyłam, że baza pod cienie Avon ma szansę okazać się bardziej udanym produktem od innych kosmetyków tej firmy. Niestety tak się nie stało. Podejrzewam, że pozbędę się jej nim sięgnę dna...

Używam jej już parę tygodni i jestem mocno zawiedziona, gdyż nie spełnia swojej podstawowej funkcji - nie przedłuża trwałości cieni.

Opakowanie jest bardzo eleganckie - szklany słoiczek z czarnym plastikowym wieczkiem.

W środku zamknięta jest jedwabista masa, która z łatwością daje się nabrać na palec i rozprowadzić po powiece. Bardzo ładnie wyrówuje koloryt, choć jej barwa jest właściwie niezauważalna.

Co z tego jednak, kiedy cienie wyglądają ok może 6 godzin. Potem zbierają się, spływają i generalnie wygląda to tragicznie... Cóż... Mam czego chciałam. Nigdy więcej zaufania dla Avonu ;) Nowinki niech testują inni :P Ja wracam do mojej jedynej i niepowtarzalnej Artdeco, a w szufladzie czeka jeszcze na premierę Urban Decay :)

poniedziałek, 1 lipca 2013

cień Catrice "Candy Shock" LE - C03 Bring Me Peach

Dziś pora na parę słów o moim ostatnim ulubieńcu, ale przede wszystkim ja jego swatche. Cień Catrice dostępny był w limitowanej edycji "Candy Shock", która już wyszła, bądź wychodzi z Natur, ale nie twierdzę, że nie jest już nigdziie dostępny, więc może warto jeszcze za nim pobuszować.

Jest to cień wypiekany, zamknięty w porządnie wykonanym plastikowym, przezrosycztym opakowaniu. Tak na marginesie jeszcze nie widziałam, żeby któryś z produktów Catrice był kiczowaty. Używam go niemal miesiąc, a jak widać na zdjęciu, ubytku wielkiego nie ma.

Kolor to jaśniutka brzoskwinka, upstrzona bardzo drobno zmielonymi srebrnymi kruszynkami. Ta opcja w mojej opinii pięknie prezxentuje się na oku.

Na górze wersja bez flasha, poniżej - z użyciem lampy błyskowej.

Nie miałam z nim żadnych problemów, nie osypuje się ponadnormatywnie (uważam za standard, że przy aplikacji suchego cienia zawsze coś spadnie z pędzelka bądź rzęsy pod oko), na porządnej bazie trzyma się pięknie cały dzień, a srebrne drobinki pozostają na oku i nie wykazują tendencji migracyjnych ;) Wydaje mi się jedynie, że jak na cień wypiekany jest on dość aksamitny, choć oczywiśce nie jest to wadą.

Mój faworyt na lato i słoneczne dni :)