sobota, 8 września 2012

Cienie Kobo

Zachęcona barwną kolorystyką jakiśczas temu kupiłam sobie trzy cienie Kobo. Recenzje od użytkowniczek zbierały pochlebne, więc liczyłam na naprawdę fajny efekt na oku. A tu... kicha!

Od góry od lewej, najjaśniejszy kolor to numer 201 Iridescent Pink. Niebieski to 211 Lavender Blush, a ciemnoróżowy - 205 Golden Rose.

Główny zarzut jaki mam wobec nich, to fakt, że się rolują... Mimo bazy! Być może dzieje się tak z powodu ich nieco mokrej, jakby lepkiej konsystencji. Podobną mają cienie ze Sleeka, ale z nimi nie ma żadnego problemu... Nierównomiernie rozcierają się na oku, tworzą smugi i prześwity. Osobiście lepiej mi się je aplikuje syntetycznym pędzelkiem, ale szału nie ma. Przy aplikacji się osypują, ale mało które cienie tego nie robią, więc radzę sobie z tym. No i fatalnie się je rozciera. Są okrutnie tempe... Żałuję, że okazały się być takim bublem, bo kolory są piękne! Zużyję i nie kupię nigdy więcej, chyba że odkryję jakąś fantastyczną metodę na nie...

Niestety oświetlenie nie sprzyjało i zdjęcia są jakie są, nei oddają uroku tych kolorów.

Poniżej 201 Iridescent Pink. Najmniej udany z całej trójki. Jaśniutki róż, migoczący na fioletowo. Pięknie widać, gdzie nie udało sięgo rozetrzeć.


211 Lavender Blush. Chabrowy kolor z odcieniami fioletu. Dla niego znajdę zastosowanie na dolnej powiece - pięknie podkreśla tęczówkę.


205 Golden Rose. Ten najbardziej przypadł mi do gustu i spisuje się chyba najlepiej z nich wszystkich. Malinowy róż mieniący się na złoto, przepiękny! Poszukam jednak jego odpowiednika u innych producentów.


A Wy miałyście kiedyś te cienie? Też sprawiały Wam problemy?

1 komentarz:

  1. Muszę w końcu kupić ten Golden Rose! Poczekam jednak na jakąś promocję :)

    OdpowiedzUsuń