czwartek, 27 września 2012

przegląd róży do policzków

Róże zdecydowanie nie należą do moich ulubionych kosmetyków, a uzbierałam ich aż całe 6. Zużywanie ich idzie mi wyjątkowo wolno, choć używam do każdego makijażu ;)

Od razu Was przeproszę za zdjęcia, przy części z nich włączył mi się flesz, nic nie mogłam na to poradzić, słonko raz jest, raz go nie ma...

Zaczynamy od różu JOKO Universe w kolorze J374 oraz Sensique nr 102.

Joko to róż wypiekany, bardzo perłowy, w kolorze rzekłabym, landrynki ;) Niemniej jednak na policzkach wygląda bardzo dziewczęco i uroczo. Do mnie niestety nie pasuje, ze względu na widpczne i rozszerzone pory. Każdy nie matowy róż będzie je podkreślał, dlatego ograniczam jego stosowanie. Żałuję, bo niesamowicie mi się podoba. Jest bardzo wydajny, ale dość mocno się osupuje, osobiście nie przeszkadza mi to. Śmierdzi za to koszmarnie, chemią, ale zapach czuć jedynie w opakowaniu.

Sensique nie lubię :) Zapewne dlatego (co pewnie zabrzmi śmiesznie), że ma paskudne, wieśniackie opakowanie :P Sam róż ma kolor brzoskiwnki, jest lekko nadrobinkowami. O ile nie przesadzimy z ilością, na policzkach prezentuje się naprawdę ładnie. Myślę że bladolicy mogliby nawet stosować go jako delikatny bronzer. Też jest wydajny, nad czym ubolewam, bo męczę go i męczę i zmęczyć nie mogę :D

Następnie przechodzimy do różu Bourjois 74 Rose Ambre oraz L'Oreal nr 115.

Bourjois to też róż wypiekany, mój kolor jest konkretnie ciemny, jakby buraczany? Sama nie wiem co mną powodowało, gdy go kupowałam ;) Za to bardzo pasuje do opalonej karnacji. Ze wszystkich róży jakie posiadam ten trzyma się najdłużej. Zadna siła go nie zetrze. Jest niesamowicie wydajny, wogóle nie widać zużycia. Pomimo bardzo mocnego koloru na zdjęciu, w rzeczywistości można go łatwo stopniować, nie narobimy sobie wściekle różowych polików jak radzieckie babuszki :)

L'Oreal do mój jedyny naprawdę lekki, blady róż, który bardzo lubię. Jest aksamitny i delikatny, ale nie należy przesadzać z jego ilością, bo będzie wyglądał sztucznie. Bardzo go lubię, idealny na codzień, do lekkiego makijażu. 

Ostatnie w mojej kolekcji są dwa róże Astor: 004 Perfect Peach i 002 Silky Rose.

Uwielbiam obydwa za kolor. Perfect Peach to ciekawsza odmiana brzoskwini, podbita jakby ciemnym różem. Silky Rose to różyk a'la Babrie, który pięknie wygląda na policzkach. Są niewielkie i dość szybko się zużywają (ja tam lubię, kiedy kosmetyk się zużywa, zawsze to pretekst, żeby kupić następny :P). Niby mają zatopione jakieś drobinki, ale na policzkach wychodzą matowo. Trzymają się dość standardowo jak na róże, parę godzin.

Ot i tyle, narazie nic więcej nie zamierzam kupować, trzeba wykończyć (pffff, lata świetlne mi to zajmie) to co jest :)

3 komentarze:

  1. A próbowałaś może róży w musie? Ja mam teraz ten z Essence, użyłam dzis pierwszy raz, ale - póki co - jestem zadowolona. :) Trzyma się nawet dłużej od mojego z Wibo. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie probowalam, caly czas mam wrazenie, ze narobie sobie nimi plam, albo zaraz mi splyna, przy mojej tlustej cerze :(

      Usuń
  2. Mam m. in. róż Bourjois o tym samym kolorze. Lubię go.

    OdpowiedzUsuń