piątek, 5 kwietnia 2013

Bell Milky Shake 08 - byrzyyyyydal :P

Zacznę od tego, że nie lubię produktów Bell ;) w mojej ocenie są to gadżety dla nastolatek, patrząc po designie opakowań i ich cenie. Miałam kilka rzeczy i do żadnej nigdy nie wróciłam. A większość właściwie porozdawałam, bo wiedziałam, że sama nie zużyję. W mojej skromenrj kolekcji kosmetyków tej firmy ostał się między innymi błyszczyk z serii Milky Shake nr 08 - brzoskwiniowy nude. I choć właściwie nie mam mu wiele do zarzucenia, ja go zwyczajnie nie lubię ;)

Zacznę od opakowania - brzydki plastik, zakrętka powleczona na srebrno, żeby wyglądało w miarę ok. Wygląda słabo :P Napisy się ścierają (ale u większości drogeryjnych producentów tak się dzieje), nie jest to jednak jakiś ogromny minus. Na srebrnej nakrętce oczywiście odciskają się ślady paluchów, zarysowania i generalnie cała historia pobytu błyszczyka ;)

Aplikator to wstrętny pędzelek, który błyskawicznie się rozczapirza. Od Bell miałam jeszcze dwa inne błyszczyki z takim aplikatorem i w każdym był ten sam problem. Nie lubię tego, bo niekiedy można umazać usta nie do końca tak jak się chce. 

Kolor na ustach wychodzi bardzo fajny. W zasadzie samego koloru szczególnie nie widać, ale usta ładnię się błyszczą, na szczęscie bezdrobinkowo. Zjada się szybko, jak każdy błyszczyk. Zapach jest hmmm... nieco słodki, ni to owocowy, ni kosmetyczny. Nie lubię go ;) Oczywiście usta nie wysusza i jest dla nich przyjemny. Niestety klei się i potrafi "glucić", jeśli nałożymy go za dużo, trzeba więc używać z umiarem.

Jeśli rzucicie okiem na zdjęcie buteleczki to zobaczycie, jak dziwnie błyszczyk się w niej ułożył. Wogóle nie chce spłynąć, a pędzelek tej dolnej warstwy już nie sięga... próbowałam wyciągać ten dozownik, który znajduje się u szczytu każdej buteleczki, ale bez niego wyciągamy o wiele za dużo produktu, a cała procedura jest dość kleista i mało estetyczna...

Cena jak najbardziej przystępna, bo ok. 10 zł.

Jak widzicie, nie mam jakichś wielkich zarzutów względem Milky Shake. Niemniej jednak zupełnie nie skradł mojego serca i z ulgą go wykończę (czuję, że jestem blisko ;)).







Gdzie ta wiosna?! :(