poniedziałek, 18 lutego 2013

Szampon i odżywka The Body Shop Rainforest Shine

Te produkty czekały na swoją kolej od grudnia, a dopiero wykończyłam moje pozostałe zapasy i mogłam się za nie spokojnie zabrać. Porównywałam ich działanie do Biosilka i Farmony, któe opisywałam wcześniej i muszę przyznać, że wypadają naprawdę okej. 

Są przeznaczone do włosów suchych i normalnych (moje w zasadzie należą do szybko przetłuszczających się, ale że myję je codziennie, to niestety robią się suche i badylaste...). Każda z buteleczek ma pojemność 250 ml, w moim przypadku starcza ona na ok. miesiąc stosowania. Jeśli dla kogoś zapach kosmetyków do włosów ma znaczenie to powiem że jest naprawdę delikatny i ledwie wyczuwalny. Pachnie... Bó raczy wiedzieć czym ;) Roślinnością? Chyba można przyjąć, że tak, ostatecznie nazwa "Rainforest" skądś się musiała wziąć ;)

Szampon pieni się słabo. Ja jestem do tego przyzwyczajona i zupełnie mi to nie przeszkadza. Bardzo dobrze myje włosy i łątwo się spłukuje. Po jego zastosowaniu nie odczuwam śliskiej powłoczki na włosach, a wręcz przeciwnie - są jakby szorstkie i "gumowe". Uczucie to jednak mija, kiedy czupryna wyschnie, włosy stają się miękkie i delikatne w dotyku.

Odżywkę zostawiam na włosach na parę minut. Daje efekt dokładnie taki jak szampon, tyle że nieco silniejszy. Zapach ma podobny, równie delikatny i słabo wyczuwalny. Ma biały kolor i jest szalenie gęsta, trzeba się trochę nagimnastykować żeby ją wydobyć, kiedy w butelce zostaje jej już tylko resztka ;)

Co to efektu lśniących włosów... yhmmmmm :P no nie stwierdziłam, a raczej nie bardziej niż po innych kosmetykach do włosów ;) Ale moja głowa nie musi przypominać kuli dyskotykowej, w związku z tym zupełnie mi to nie rzutuje :D

Generalnie rzecz ujmując, to bardzo rzeletny produkt. Szczególnie dla osób będących "eko", bo skład ma naturalny. Nie zmienia to faktu, że efektu "wow" nie ma i tak naprawdę można znaleźć pewnie kilka tańszych szamponów czy odżywek o podobnym, jeśli nawet nie lepszym działaniu. 

Jeśli chodzi o mnie, to po wykończeniu butelek epizod pielęgnacji włosów z TBS będę uważała za zakończony, przynajmniej do czasu kiedy ktoś znów nie sprawi mi prezentu, bo sama sobie raczej ich nie kupię ;)

3 komentarze:

  1. Szkoda tylko, ze TBS nalezy do Loreal, a ten testuje na zwierzetach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no prosze, nie mialam pojecia, ze L'Oreal wykupil TBS :) Jednak body Shop widnieje na liscie "Go Cruelty Free", wiec ufam, ze jest tak w rzeczywistosci, choc faktycznie zwierzchnictwo L'Oreala budzi pewne niepokoje...

      Usuń
  2. Żałuję, że nie mam u siebie TBS, bo czytam mnóstwo ciekawych recenzji o tych kosmetykach do włosów ;) Ten szampon przyznaję mnie zaciekawił ;-)

    OdpowiedzUsuń