czwartek, 27 grudnia 2012

ha! co ciekawego odkryłam w najbardziej dziadowskiej serii ever - Color Trend!

Ręka w górę która z Was uważa, że przeznaczona dla nastolatek seria kosmetyków kolorowych Color Trend Avonu jest badziewna i nic niewarta! Widzę las rąk, a w nim i moją! Mimo naprawdę słabych recenzji jakie zbierają gadżety z CT skusiłam się na dwa cienie sypkie i muszę przyznać, że trafiły mi się naprawdę całkiem udane sztuki... Przyzwoite. Ale bez szału. Niemniej jednak takie, których da się używać. Zdecydowanie nie wybitne. Ale nadal niezłe! Oczywiście mają swoje wady. Mimo to jednak da się ich używać, co w przypadku Color Trend jest naprawdę zaskakujące!

Bohaterami dzisiejszego posta będą  cienie sypkie "Gwiezdny pył" (wtf cóż za poetycka nazwa :P). 


Spośród czterech dostępnych wybrałam sobie dwa najjaśniejsze kolory. Dlaczego? ponieważ ciemniejszych rzadko kiedy używam, a poza tym bałam się, że jeśli okażą się niewypałem o nędznej pigmentacji, to będą nadawały się wyłącznie do śmietnika (jasne zawsze mogą służyć jako rozświetlenie w kącik oka, bądź pod łuk brwiowy).

Zdjęcia robione z fleszem, w związku z tym przekłamują :/

Tak czy siak, po lewej mamy kolor "Limelight" - zielonkawy, z drobinkami (iście drobne drobinki ;)), a po prawej złoty "Gold Fame". Zdjęcie prezentujące kolory na ręce niestety uwydatniło glitter, złoty na żywo jest znacznie intensywniejszy. W całkiem sympatycznie wyglądająych słoiczkach zamknięto 1,8g produktu. Na zużycie ich mamy dwa lata od momentu otworzenia. Dołączono również pacynkę do nakładania, której nawet nie próbowałam używać.

Na wstępie zaznaczę, że cienie nakładałam na bazę KOBO, w związku z czym nie wiem jak zachowują się na gołej powiece czy jakimkolwiek cieniu w kremie. Zakładam, że nie grzeszą wtedy trwałością. Niemniej jednak ja bazę stosuję zawsze, w związku z czym brak trwałości cieni na gołej powiece zupełnie mi nie rzutuje.

Nakładanie ich jest całkiem przyjemne - nie osypują się (sic!), łatwo się rozcierają, nawet jeśli przesadzimy z ilością cienia w jakimś miejscu, możemy go bez problemu rozetrzeć. Pięknie się mienią, a brokat (a w zasadzie te drobinki) nie są nachalne, jak rodem z imprezy w remizie ;) Na zdjęciach niestety flesz wypaczył ich napigmentowanie, ponieważ na żywo zdecydowanie nie wypadają tak blado. Nie oszukujmy się, nie są to cienie z MAC, ale moje oba jasne odcienie są bardzo przywoicie napigmentowane. 

Jak dla mnie pełne (pozytywne) zaskoczenie :)

7 komentarzy:

  1. miałam w łapkach i limelight jest śliczny - nie kupiłam choć mi się podobał i zaczynam żałować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jesli bedziesz jeszcze miala okazje go dorwac, mysle ze warto sprobowac :)

      Usuń
  2. ja mogę Ci polecić jeszcze pomadki z Color Trenda bo naprawdę je ulepszyli, poprzednia wersja była do bani, a teraz są naprawdę przyzwoite :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja mam jedna jeszcze z tej poprzedniej wersji, ale nie uzywalam jak do tej pory :P (taki wlasnie jestem zbieracz :P). A te nowe tez sa tak mocno kryjace? Musze sie przyjrzec kolorom, moze mi ktorys podpasuje :)

      Usuń
  3. no proszę, chyba faktycznie im się udały ;) na swatchach wyglądają nieźle ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. pieknnie Ci to wyszlo! rowniez polecam pomadki tej serii ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oni i tak zaczynają ją poprawiać- jeszcze 2 lata temu jak kupiłam kredkę do oczu to nie szło się nią pomalować taka twarda była, szminki były tragiczne schodziły z ust w tempie zastraszającym ;) Przekonałam się do CT dopiero po kupieniu różu, potem doszły pomadki i jestem w miarę zadowolona ;) Zawsze można się przekonać czy dany kolor do nas pasuje, bo nie ma takich samych schematycznych kolorów jak w głównej kolorówce, że same róże, czerwienie i beże ;) A korale od wielkiego dzwonu ;)

    OdpowiedzUsuń