Dziś pora na parę słów o moim ostatnim ulubieńcu, ale przede wszystkim ja jego swatche. Cień Catrice dostępny był w limitowanej edycji "Candy Shock", która już wyszła, bądź wychodzi z Natur, ale nie twierdzę, że nie jest już nigdziie dostępny, więc może warto jeszcze za nim pobuszować.
Jest to cień wypiekany, zamknięty w porządnie wykonanym plastikowym, przezrosycztym opakowaniu. Tak na marginesie jeszcze nie widziałam, żeby któryś z produktów Catrice był kiczowaty. Używam go niemal miesiąc, a jak widać na zdjęciu, ubytku wielkiego nie ma.
Kolor to jaśniutka brzoskwinka, upstrzona bardzo drobno zmielonymi srebrnymi kruszynkami. Ta opcja w mojej opinii pięknie prezxentuje się na oku.
Na górze wersja bez flasha, poniżej - z użyciem lampy błyskowej.
Nie miałam z nim żadnych problemów, nie osypuje się ponadnormatywnie (uważam za standard, że przy aplikacji suchego cienia zawsze coś spadnie z pędzelka bądź rzęsy pod oko), na porządnej bazie trzyma się pięknie cały dzień, a srebrne drobinki pozostają na oku i nie wykazują tendencji migracyjnych ;) Wydaje mi się jedynie, że jak na cień wypiekany jest on dość aksamitny, choć oczywiśce nie jest to wadą.
Mój faworyt na lato i słoneczne dni :)
Bardzo ładny :) Szkoda, że z limitki :(
OdpowiedzUsuńja w ogóle nie używam cieni do powiek ;)
OdpowiedzUsuńCień bardzo fajnie wygląda. Ładny kolorek
OdpowiedzUsuń